czwartek, 29 stycznia 2015

Palenie w piecu.


Pozbierałem rozrzucone: 
rozrzuciłem obumarłe. 
Ile trzeba się natrudzić, 
żeby zlepić z prochów - garnek. 

Garnek w domu - rzecz potrzebna, 
na miód pszczeli i gorczycę. 
Siedzę teraz. W piecu palę. 
I u ręki palce liczę.

Liczyć palce - rzecz okrutna. 
Łatwa. I ogromnie smutna. 

Napisałem list do matki - 
Jakbym z kwiatu otrząsł jabłoń. 
W głowie mi zakotłowało - 
tak wysoko i bezdomnie. 
I upadłem twarzą na dno. 
Żółty mnie podziobał dzwoniec.

Upaść na dno - rzecz okrutna. 
Łatwa. I ogromnie smutna. 

Drogi mi się zagubily, 
jakby wszystkie z wiatru były. 
Obróciłem się na wiatr: 
Jakie drogi - taki świat. 

Nie mieć drogi - rzecz okrutna. 
Ludzka. 
I ogromnie smutna. 

Mieczysław Czychowski







O sensie rozmawiał ze mną i pozował Jędrzej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz